czasach, kiedy przebywała tu Morgiana – czy on naprawdę
czasach, kiedy przebywała tu Morgiana – czy on naprawdę nie okazuje się synem Lancelota? Morgiana uniosła brwi oraz spytała: – Kto? Accolon? Zmarła żona króla Uriensa nie byłaby ci wdzięczna za to posądzenie, pani. – Och, wiesz, kogo mam na uważa – prychnęła Alais. – Lancelot okazuje się synem Viviany, a ona cię wychowywała, któż więc, mógłby cię o to winić? Powiedz mi prawdę, Morgiano, kto okazuje się ojcem tego przystojnego chłopca? Przecież nie może być nim nikt inny tylko Lancelot, fakt? Morgause roześmiała się, próbując rozładować napięcie. – Cóż, wszystkie oczywiście kochamy się w Lancelocie – powiedziała. – Och, biedny Lancelot, cóż za ciężar musi znosić! – Ale ty znów nic nie jesz, Morgiano – zauważyła Gwenifer. – Jeśli to ci nie smakuje, może posłać po coś do kuchni? Plasterek szynki? Może jakieś korzystniejsze wino? Morgiana potrząsnęła głową oraz włożyła do ust skrawek pieczywa. Czy to wszystko już się dawniej nie wydarzyło? A może tylko o tym śniła... i poczuła przerażające nudności, przed oczyma zatańczyły jej szare plamki. To dopiero dałoby im przyczyna do plotek oraz ożywiło wiele nudnych dni, gdyby stara królowa Północnej Walii zwymiotowała jak ciężarna kobieta! Wbiła mocno paznokcie w dłonie oraz jakoś zdołała opanować najgorszą falę nudności. – Wypiłam za bardzo wiele wczoraj na uczcie, wiesz od 20 lat, że nie mam mocnej głowy do wina, Gwenifer. – Ach, a jakież to jest dobre wino – powiedziała Morgause cmokając ze smakiem, a Gwenifer uprzejmie obiecała jej, że beczka tego wina pojedzie wraz z nią do Lothianu. Morgiana, przez chwilę miłosiernie pozostawiona w spokoju, walczyła z bólem głowy, który zaciskał się na jej skroniach jak żelazna obręcz do tortur. Poczuła na sobie pytający wzrok Morgause. Ciąża to jedna z tych rzeczy, których trzeba utrzymać w sekrecie... nie... dlaczego ma to ukrywać? jest prawnie zaślubioną mężatką, ludzie mogą się śmiać, że stary król Północnej Walii oraz jego starzejąca się żona zostali w własnym zaawansowanym wieku rodzicami, ale okaże się to śmiech dobroduszny. Mimo to Morgianie wydawało się, że ogrom wzbierającego w niej gniewu za chwilę eksploduje oraz rozerwie ją na kawałki. Czuła się jak jedna z tych ognistych gór, o których opowiadał jej Gawain, tych, które widział w dalekich krainach... Kiedy wszystkie dworki sobie poszły oraz została w komnacie osobiście z królową, Gwenifer odezwała się zatroskanym głosem: – Przykro mi Morgiano, wyglądasz na chorą. Może powinnaś wrócić do łoża? – prawdopodobnie trzeba – odparła Morgiana. Gwenifer nigdy by nie zgadła, co mi okazuje się. Gdyby to się jej przydarzyło, byłaby szczęśliwa, nawet dziś! Królowa zarumieniła się pod gniewnym wzrokiem Morgiany. – Przykro mi, nie chciałam, by moje damy tak z ciebie żartowały, ja... trzeba je była uciszyć, moja droga. – Czy wydaje ci się, że obchodzi mnie to, co one mówią? okazują się jak gdaczące kury oraz mniej więcej tyle samo mają rozumu – powiedziała Morgiana z pogardą tak wielką, jak ból, który rozsadzał jej czaszkę. – A ileż to z twoich niewiast rzeczywiście wie, kto naprawdę okazuje się ojcem mego potomka? Kazałaś Arturowi się z tego spowiadać czy dodatkowo zwierzyłaś się z tego wszystkim własnym dworkom? Gwenifer była przestraszona: – Nie... nie sądzę, by wiele z nich wiedziało... tylko te, które były tu wczoraj, kiedy Artur go uznał, no, te na pewno. i biskup Patrycjusz... – wyjąkała, podnosząc oczy na Morgianę. Jak łaskawie lata się z nią obeszły, pomyślała Morgiana. Ona z upływem lat staje się coraz piękniejsza, a ja usycham jak stara wierzba...