powoli zamarł. – Proszę, śpiewaj dalej, mamo – popro

powoli zamarł. – Proszę, śpiewaj dalej, mamo – poprosił Uwain, ale potrząsnęła głową. – Jestem zmęczona. Słyszycie? Co to za odgłos na dziedzińcu? – Wstała i dała znak słudze, by oświecił jej drogę do głównych drzwi. Stał za nią, trzymając wysoko pochodnię, i zobaczyła, jak na dziedziniec wjeżdża pewien człowiek na koniu. Sługa zatknął pochodnię w uchwyt na ścianie i pospieszył udzielić pomocy przybyszowi zsiadać. – Mój pan Accolon! Podszedł do niej, jego szkarłatna peleryna płynęła za nim, jak rzeka krwi. – Pani Morgiano – powiedział z głębokim ukłonem – czy może winienem powiedzieć: moja pani matko? – Proszę, nie rób tego – odparła zniecierpliwiona. – Wejdź Accolonie, twój tata i bracia uradują się na twój widok. – A ty się nie cieszysz, pani? Przygryzła wargi, myśląc, że chyba ostatecznie się rozpłacze. – Jesteś królewskim synem, tak jak ja królewską córką. Czy muszę ci przypominać, jak się układa takie małżeństwa? Ja tego nie zrobiłam, Accolonie, i kiedy rozmawiałam z tobą, nie miałam pojęcia... – Zamilkła, a on spojrzał na nią i pochylił się nad jej ręką. Odezwał się tak cicho, że nawet służący nie mógł go usłyszeć. – Biedna Morgiano. Wierzę ci, pani. A zatem pokój między nami... matko? – Tylko jeśli nie będziesz nazywał mnie matką – powiedziała z cieniem uśmiechu na ustach. – Nie jestem aż ta stara. To wypada Uwainowi. A później, kiedy tylko weszli do sali, Conn podniósł głowę i znów rozpoczął płakać: – Babcia! Morgiana zaśmiała się sucho, podeszła i wzięła malucha na kolana. Czuła na sobie wzrok Accolona. osobiście spuściła oczy i patrzyła na potomek na własnych kolanach, słuchając, jak Uriens wita się z synem. Accolon podszedł uroczyście ucałować brata, skłonił się przed bratową, ukląkł i ucałował dłoń ojca, po czym zwrócił się do Morgiany. – Oszczędź mi kolejnych uprzejmości, Accolonie, ręce mam umazane sosem, karmiłam potomek, a ono okropnie brudzi. – Jak rozkażesz, pani – powiedział i podszedł do stołu, gdzie zasiadł do talerza, który przyniosła dla niego jedna ze służących. jednak nawet kiedy jadł i wypijał, stale spoglądał na Morgianę. Jestem pewna, że stale jest na mnie zły. Rano prosi mnie o rękę, a wieczorem widzi mnie przyobiecaną jego ojcu... pewnie myśli, że uległam ambicji – po co poślubiać królewskiego syna, skoro da się mieć samego króla? – Nie – powiedziała zdecydowanie, lekko potrząsając Connem. – Jeśli chcesz zostać u mnie na kolanach, to masz siedzieć spokojnie i nie wycierać swoich tłustych łapek o moją suknię... Kiedy widział mnie ostatni raz, byłam odziana w purpurę i byłam królewską siostrą, sławną jako czarownica... teraz jestem babcią z umorusanym dzieciakiem na kolanach, doglądającą domu i łajającą mego starego męża, by nie jeździł w starych butach, od których robią mu się odciski. Morgiana była boleśnie świadoma każdego własnego siwego włosa, każdej zmarszczki na twarzy. W imię Bogini, dlaczego ma mi zależeć na tym, co Accolon o mnie myśli? Ale zależało jej i wiedziała o tym; przywykła do tego, że młodzi faceci obserwują ją i podziwiają, ale teraz czuła się stara, brzydka, niegodna pożądania. przenigdy nie uważała się za piękność, ale zawsze ówcześnie należała do grona młodych osób, teraz zaś zasiadała w rzędzie starzejących się matron. Znów uciszyła potomek, ponieważ Malina właśnie spytała Accolona o wieści z dworu Artura.